...czyli sobotnie śniadanie do łóżka
Ja wiem, że parówki nie mają dobrej opinii. Ale parówka parówce nie równa.
Kiedy byłam mała bardzo lubiłam parówki. Z wiekiem trochę mi przeszło i nie wiem czy przez końcówkę podstawówki i liceum je jadałam (OK, oprócz hot-dogów)... Ale teraz, kiedy naprawdę można je znaleźć w dobrym gatunku od czasu do czasu sobie pozwalam na "odrobinę szaleństwa" ;) Ale najważniejsza sprawa: dobrze wybrać parówkę!
Pamiętam, że kiedy miałam kilka lat, moja Mama zrobiła parę razy takie paróweczki. Dawno ich nie jadłam i tak dzisiejszego ranka po wirtualnym lustrowaniu lodówki w pamięci w celu wymyślenia śniadania wpadłam na te zapiekane parówki.
Składniki:
- Parówki
- Kilka bardzo cienkich słupków czerwonej papryki
- Kilka bardzo cienkich plasterków ogórka kiszonego
- Ser żółty
Parówki nacinam do ok. 2/3 grubości. Najpierw wkładam bardzo cienkie paseczki papryki, następnie ogórka kiszonego pokrojonego na wręcz przezroczyste, podłużne plasterki, a na koniec upycham nieco sera żółtego.
Wszystko zapiekam w moim oldschoolowy opiekacz, który Tata przywiózł jeszcze z NRD (świetna, niemiecka robota, nadal działa idealnie). Oczywiście, można użyć piekarnika czy mikrofalówki (choć nie jestem jej fanką). Dodaję jeszcze kapkę domowego keczupu mojej Babci i mogę wracać do łóżka, aby cieszyć się wolnym, sobotnim porankiem!
Miłego weekendu!
Pysznie wyglądają, lubię takie jedzenie jak od mamy, zwłaszcza, że teraz można znaleźć naprawdę dobre jakościowo parówki :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł na parówki! Muszę kiedyś wypróbować - bo widzisz u mnie było zupełnie na odwrót - jak byłam dzieckiem to parówki do ust nie wzięłam (nie robiąc wyjątku dla hot-dogów) a teraz jakoś się to zmieniło :)
OdpowiedzUsuń