niedziela, 1 stycznia 2023

Bułki do hot dogów

 

Na sylwestrową kolację zaplanowaliśmy domowe hot dogi. Ostatnio wróciła mi ochota do gotowania i pieczenia, więc postanowiłam też zrobić i bułeczki. Szybko i przyjemnie :)

Składniki :

  • 500 g mąki 
  • 120 ml mleka
  • 80 ml wody
  • 50 g masła
  • 7 g suszonych drożdży (lub 20 g świeżych)
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 płaskie łyżeczki cukru

Jeśli korzystacie ze świeżych drożdży, najpierw trzeba zrobić zaczyn. Ja praktycznie zawsze korzystam z suszonych, ponieważ jest to szybsze, a i łatwiej takie drożdże się przechowuje. 

Masło, mleko i wodę delikatnie podgrzewam. Następnie mieszam ze wszystkimi składnikami i wyrabiam ciasto. Przykrywam je ściereczką i odkładam w ciepłe miejsce na ok. godzinę. 

Po tym czasie dzielę ciasto na 10 równych części (bułeczki mają ok. 85 g, można też przygotować większe - wedle uznania). Szybko wyrabiam i roluję w wałeczek. Odkładam każdy na blaszkę, przykrywam jeszcze ściereczką na kolejne 20 min. 

Piekarnik rozgrzewam do 185 stopni. Przed włożeniem można bułeczki posmarować mlekiem. Piekę 20 min (jak będą już ładnie rumiane), po czym otwieram wyłączony piekarnik na kilka min, zostawiając w nim bułeczki. Następnie suszę na kratce. Zimne przechowuję w papierowej torbie i torbie foliowej, jak każde inne pieczywo. 

Bułeczki są dobre nie tylko do hot dogów, ale także do "zwykłych" kanapek - na wytrawnie czy słodko, np. z dżemem :) 

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Wege zupa z krajanką sojową a la solianka

                                                                                                                             

Przepis zrodził się w mojej głowie na podstawie solianki z boczniaków z książki "Jadłonomia po polsku", którą dostałam na Święta - m.in. w związku z tym, że styczeń jest moim miesiącem wege. W zeszłym roku nie jadłam mięsa przez 2.5 miesiąca z rzędu, a sama przygotowałam dwukrotnie mięsny obiad. Zdecydowanie wolę roślinki, ale na stałe jednak nie odrzucam mięsa. 

W każdym razie - czemu nie zrobiłam zupy z przepisu? Po prostu nie jadam grzybów. Nie mogłam więc zostać z boczniakami. Ale pomyślałam sobie, że spróbuję przerobić zupkę z krajanką sojową. No, do solianki jej trochę daleko (bo nie ma różnorodnego mięsa w sobie), ale bardzo kojarzy mi się przez połączenie ogórków kiszonych i pomidorów.

Zupa jest smaczna i pożywna. Taka warzywna pomidorowo-ogórkowa :) Coś innego niż jemy na co dzień.


Składniki:

  • 1/2 cebuli
  • 2 marchewki
  • 1 pietruszka
  • 1/4 dużego selera
  • 80 g krajanki sojowej
  • 1/4 włoskiej kapusty (ok. 20-25 dkg)
  • 250 go ogórków kiszonych + ew. woda spod ogórków
  • 3-4 łyżeczki koncentratu pomidorowego
  • Sól, pieprz, słodka papryka
  • 2 liście laurowe
  • 2 ziarnka ziela angielskiego
  • Ok. 2 l bulionu warzywnego + 1 litr wody lub bulionu do gotowania kostki

Zaczynam od przygotowania kostki sojowej według przepisu z opakowania (gotować ok. 10-15 min w bulionie). Odciskam ją i kroję każdy kawałek na pół.

Cebulę kroję w ćwierć-talarki, a warzywa korzeniowe i ziemniaki w drobną kostkę. Zaczynam od podsmażenia cebuli (najlepiej na oleju z odrobiną masła), po chwili dorzucam warzywa korzeniowe i chwilę je podsmażam. Dorzucam liście laurowe, ziele angielskie i paprykę, i zalewam bulionem.

Po ok. 10 min dorzucam ziemniaki i kroję dorbniej kapustę, którą też dodaję. 

Pokrojone w kosteczkę ogórki podduszam na suchej patelni - tak robiła moja Babcia - dzięki temu są takie... sprężyste. 

Pod sam koniec gotowania, jak już warzywa są właściwie gotowe, dorzucam kostkę sojową, a za jakąś minutkę-dwie - ogórki kiszone. Dodaję koncentrat pomidorowy i sprawdzam czy zupa jest odpowiednio kwaśna. Jeśli czegoś brakuje - dolewam wodę spod ogórków. Sól - do smaku. No i świeżo mielony pieprz.

Alternatywnie można jeszcze dodać koperek (zapomniałam do zdjęcia!) i śmietanę. Ale i bez tego jest pyszna!

Z tej ilości składników wyszło mi 6 porcji. Polecam odlać sobie do słoiczka i zapasteryzować. Ewentualnie po wlaniu gorącej zupy do słoika, odwróceniu jej do góry dnem - po przestygnięciu można w lodówce trzymać i z 1.5 tygodnia.




sobota, 31 października 2020

Sernik na czekoladowym spodzie z herbatników

                                                                                                                 

Na sobotnie granie w Cywilizację postanowiłam przynieść coś smacznego na przekąskę. Miałam ochotę upiec ciasto - wstępnie myślałam o cieście z wiśniami, ale nie znalazłam ich w sklepie. Rzucił mi się za to w oczy ser twarogowy w wiaderku... :) 


Składniki:

Spód:

  • 250 g herbatników maślanych 
  • 2 łyżki kakao
  • 60 g masła

Masa serowa:
  • 1 kg twarogu 
  • 6 jajek
  • 175 g cukru
  • 10 dkg masła
  • 2 płaskie łyżki mąki pszennej
  • 2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
  • 1/2 aromatu migdałowego

Zaczynam od spodu - rozkruszam herbatniki, dodaję do nich kakao i rozpuszczone masło. Foremkę wykładam papierem do pieczenia i wykładam, ubijając, masę herbatnikową. Wkładam do lodówki na pozostały czas przygotowania ciasta. Tym razem użyłam dość dużej foremki (25x40), bo okazało się, że mała wyszła. Dzięki temu ciasto wyszło niewielkie i miło się je jadło. Twaróg z 1 kg sera zrobicie też z sukcesem w tortownicy np. 25-26 cm, wtedy będzie wyższy, a spód grubszy.

Żółtka oddzielam od białek. Te pierwsze ucieram najpierw z cukrem (jeśli lubicie słodki sernik, dodajcie trochę więcej). Następnie powoli dodaję masło, cały czas miksując, a po maśle - ser, łyżka po łyżce. Dodaję też 1/2 aromatu migdałowego (to patent Cioci Justynki, super się zgrywa z sernikiem!)
Białka jajek ubijam ze szczyptą soli na sztywną pianę, którą dokładam do masy serowej po trochu, delikatnie mieszając.

W międzyczasie nastawiam piekarnik na 175 stopni, wkładam na jego dno naczynie z wodą. Masę serową wylewam na pokruszone herbatniki, wstawiam do piekarnika na 1/3 wysokości (od dołu) i piekę ok. 1:10 h. Sernik będzie mocno wyrastał w piekarniku, ale później opadnie.

Ciasto studzę stopniowo - najpierw otwierając drzwiczki piekarnika, a dopiero jego po ostygnięciu wyciągam i studzę dalej w foremce. Przechowuję w lodówce. Miałam zamiar jeszcze polać sernik czekoladą, ale już nie zdążyłam - może wypróbuję taki patent następnym razem. Można również posypać cukrem pudrem albo po prostu zostawić taki, jaki wyszedł z piekarnika :)

niedziela, 30 sierpnia 2020

Pasta z białej fasoli

                                                                                         Nie bardzo mogę zrozumieć określenia "wegański smalczyk". O ile rozumiem warzywny pasztet czy kotlet (bo chodzi tu o sposób obróbki czy kształt) to nie rozumiem o co chodzi ze smalczykiem. Ani to obok smalcu nie leżało, ani nie ma go zastąpić. Weganie czy wegetarianie raczej stronią od smalcu ;) A przecież to po prostu pasta z białej fasoli. Pyszna, zdrowa, dla wegan i mięsożerców :) Muszę przyznać, że byłam zaskoczona efektem - myślę, że jeszcze nie raz spróbuję zrobić pastę z fasoli w różnych odsłonach.

Składniki:

  • 10 dkg suszonej fasoli
  • 1/2 białej cebuli
  • 1/2 kwaśnego jabłka
  • 1 łyżeczka majeranku
  • 1/2 łyżeczki soli
  • Pieprz

O paście musimy pomyśleć już dzień wcześniej, bo zaczynamy od namoczenia fasoli wieczorem (ok. 12h). Po namoczeniu wodę wymieniamy (w proporcji 3-4 razy więcej niż fasoli) i gotujemy ją ok 1.5h bez soli (w zależności od rodzaju, wielkości - po ok. godzinie warto sprawdzić). Wody z gotowania nie wylewamy, bo przyda nam się do pasty!

Cebulę kroję w bardzo drobną kostkę i podsmażam na oleju. Kiedy już zacznie się szklić, dodaję do niej majeranek oraz bardzo drobno pokrojone jabłko (ew. starte na grubej tarce). Całość duszę, dodając ewentualnie odrobinę wody spod gotowanej fasoli, aby się nic nie przypaliło.

Ostudzoną fasolę z odrobiną wody (zacznijmy od niskiego poziomu przykrycia dna, wodę dolewajmy zgodnie z naszymi upodobaniami co do konsystencji) i solą miksuję na gładką masę. Dodaję cebulkę z jabłkiem, dużo świeżo mielonego pieprzu i mieszam dokładnie. Warto sprawdzić czy nie brakuje soli.

Pasta jest pyszna z ogóreczkiem kiszonym (no...to może też ją łączy ze smalcem ;) )!


piątek, 28 sierpnia 2020

Makaron z cukinia, suszonymi pomidorami i fetą

                                                                                                                      

Ostatnio miałam dość dużo pracy i brakowało mi czasu na gotowanie. Odpukać, jest odrobinę lepiej i znów poczułam kulinarny zew :) W związku z upałami, miałam ochotę na coś lekkiego, wakacyjnego, pysznego... Kupiłam cukinię, nie mając jeszcze do końca pomysłu, otworzyłam lodówkę i wyszło coś takiego :) Spodziewałam się, że wyjdzie smaczne, ale przeszło nawet moje oczekiwania - na pewno jeszcze nie raz taki makaron zagości na moim talerzu!



Składniki:

  • Ulubiony makaron - dwie porcje
  • 1 cukinia
  • 1/2 białej cebuli
  • 6-8 suszonych pomidorów
  • 100 g fety
  • Mały ząbek czosnku
  • Pestki dyni (lub słonecznika)
  • Suszone warzywka
  • Sól

Przygotowanie potrawy zajmuje mniej więcej tyle, ile ugotowanie makaronu - zaczynam od nastawienia wody, gotuję makaron wg przepisu na opakowaniu.

Cebulę kroję w ćwierć-talarki i podsmażam ją na rozgrzanym oleju z suszonych pomidorów. Kiedy już się nieco zeszkli, dodaję pokrojoną w kostkę cukinię. Duszę 3-4 minutki, mieszając od czasu do czasu, po czym dorzucam drobno pokrojone suszone pomidory. Dodaję suszone warzywka i sól do smaku (nie za dużo, bo będziemy dodawać jeszcze fetę). Duszę do momentu aż cukinia będzie miękka, ale nadal jędrna (ok. 10 min - w zależności od wielkości). Na sam koniec, na ok. 30 sek przed końcem smażenia, dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek.

Ugotowany makaron (u mnie tym razem spaghetti) mieszam z warzywami. Posypuję pokrojoną w kostkę fetą oraz uprażonymi pestkami dyni. Początkowo myślałam, że pasowałby tu świetnie słonecznik, ale jednak resztkę zużyłam ostatnio do pieczenia chleba. Okazało się, że dynia też super łączy się z tymi smakami!