Przykleiła mi się dziś w sklepie do ręki zielona pasta curry. Pewnie dlatego, że naoglądałam się wczoraj Pascala, który używał jej kilka razy (jak wpadnę w ciąg oglądania programów kulinarnych to ciężko mi się oderwać :D).
Nigdy wcześniej nie używałam takiej pasty i nie wiedziałam czego można się po niej spodziewać. Zastanawiałam się czy będzie ostra, więc gotowanie zaczęłam ostrożnie i nie dodałam świeżej papryczki chilli. Błąd. Bo ostrości to tam wiele nie ma, za to jest bardzo ciekawy posmak.
Składniki:
- 2 marchewki
- 2 cebule
- 1 czerwona papryka
- 1 kubek mrożonej zielonej fasolki szparagowej
- 1/2 kubka mrożonego groszku
- 4-5 małych ziemniaków
- 2/3 słoiczka (6 łyżeczek) zielonej pasty curry
- 1 1/4 l bulionu
- 1 łyżeczka pieprzu cayenne
- Sól
- 100 ml śmietanki 30%
Zaczęłam od marchewki. Nie wiem, co mi się poprzestawiało w głowie, ale utrudniłam sobie sprawę. Wpadłam na genialny pomysł pokrojenia marchewki w cienkie słupki. OK, wygląda to w miarę fajnie, ale zachodu nie jest warte, chyba że ktoś ma wprawę w takim krojeniu. Ja już po połowie pierwszej marchewki miałam dość. Ale skoro zaczęłam - skończyć trzeba było. Jednak mniej cierpliwym polecam zetrzeć marchewkę na grubych oczkach ;)
Cebulę pokroiłam w cienkie piórka - tu już poszło mi dużo sprawniej :) Papryka ostatecznie przyjęła formę cienkich paseczków.
Do garnka wlałam nieco oliwy i od razu wrzuciłam 3 łyżeczki pasty. Pasty nie należy żałować - naprawdę nie jest pikantna. Właściwie nie wiem czemu ma napisane na słoiczku "hot" i narysowaną papryczkę. Koniec końców dorzuciłam jeszcze 3 łyżeczki.
Kiedy pasta zaczęła parować i wydobywać swój piękny aromat dodałam marchewkę, dokładnie mieszając chwilkę podsmażyłam, po czym dodałam cebulę, a za kolejną chwilę paprykę. Dorzuciłam fasolkę i groszek, wymieszałam wszystko i wlałam gorący bulion. Kiedy znów zabulgotał dodałam pokrojone w bardzo drobną kosteczkę i przepłukane ze skrobi ziemniaki.
Po spróbowaniu okazało się, że chilli jest jednak konieczne, więc dodałam ok. łyżeczkę. Ilość przyprawy zależy oczywiście od gustów.
Całość pogotowała mi się ok. 10 min do momentu, kiedy ziemniaki były już miękkie. Ale następnym razem ziemniaki ugotuję raczej osobno, żeby zachować lekką chrupkość marchewki.
Do całości dolałam śmietanki (jakoś nie mogę się przekonać do mleczka kokosowego) i gotowe!
Myślę, że dla dbających o linię można spokojnie zrobić wersję bez śmietany - również bardzo ciekawy smak.
Mmm pycha, my robimy od czasu do czasu. Polecam zamiast śmietanki dodać mleko kokosowe, wtedy można się poczu jeszcze bliżej Azji :)
OdpowiedzUsuńNo wlasnie jakos nie przepadam za mleczkiem;)
OdpowiedzUsuńAle pikantne! Można powiedzieć, że zupa "dała mi popalić"! Pozdrawiam Filip
OdpowiedzUsuńCzyzbym jednak przesadzila z chilli?
OdpowiedzUsuń