piątek, 29 sierpnia 2014

Pieczony kalafior curry



Jako że mnie ostatnio porąbało na placu Imbramowskim to przez ostatni tydzień jadłam prawie same warzywa... Patrząc na 2 kalafiory, które (po co??) kupiłam, stwierdziłam, że muszę z nimi zrobić coś innego niż zazwyczaj. Na zupę nie miałam ochoty, a tak same gotowane ... eee...też nie. Przeglądałam internet i zobaczyłam, że często w nagłówkach pojawiał się pieczony kalafior. Postanowiłam zrobić go z curry, cebulką i czosnkiem. Byłam wręcz zaskoczona jak dobrze to smakuje! Zupełnie inaczej niż rozpaćkany (choć takiego też lubię, zwłaszcza z bułką tartą), gotowany. Jest doskonały nawet sam, a z mięskiem będzie stanowił pełnowartościowy obiad.




Składniki:


  • Kalafior
  • 3-4 nieduże cebulki
  • 3-4 ząbki czosnku
  • Curry
  • Sól
  • Oliwa


Naczynie żaroodporne wysmarowałam oliwą. Kalafiora dokładnie umyłam, pokroiłam w mniejsze kawałki. Ułożyłam w naczyniu, posypałam solą i dużą ilością curry. Cebulki obrałam i pokroiłam na pół, wrzuciłam gdzieniegdzie, a czosnek dałam w łupince. Całość polałam jeszcze oliwą i wymieszałam.

Przez 20 min piekłam w 200 stopniach pod folią, po czym ją zdjęłam i piekłam jeszcze 15-20 min.

Czosnek wycisnęłam na kalafiora, całość wymieszałam dobrze. Kalafior jest ekstra - chrupiący i pachnący!

Polecam!


czwartek, 28 sierpnia 2014

Burger wołowy z karmelizowaną cebulą i domowymi frytkami



Po ostatnim wpisie z bakłażanem znów odezwali się znajomi/rodzina, że "tylko warzywa", a "gdzie mięso" itp. itd :) Potrzebowałam tylko drobnej pomocy w postaci motywacji, a i mięsko może się znaleźć na blogu. Wystarczy tylko że ktoś do Gąski chce przyjść i je spałaszować. Niezawodni jak zwykle okazali się Martyś z Radem, którzy wpadli na burgery.

A skąd pomysł na burgery? Dłuższa historia, ale przecież mamy czas. Podczas ostatniej wizyty mojej Mamy w Krakowie jej przyjaciółka poczęstowała ją właśnie takimi małymi burgerami (bez buły, jak i u mnie). Później przy mojej wizycie w domu i Mamunia też takie zrobiła. A że Rado się dopraszał woła - to nic innego mi nie pozostało jak właśnie wykorzystać ten pomysł.

Kwesta nr 1: dobre i dobrze zmielone mięso. Ja kupiłam ligawę (za poleceniem Mami), chyba dobrze raz na czas zapłacić ciut więcej, a mieć dobre mięsko. Poprosiłam o trzykrotne zmielenie (niby że na tatara...) i właściwie nic więcej nie potrzeba. Mama wspominała o jajku i cebulce, ale Martyś powiedziała, że "prawdziwe burgery to czyste mięso". I choć miałam ochotę dołożyć ostrą papryczkę z balkonu to się powstrzymałam. Na 3 burgery, nie jakieś ogromne, ale na kolację myślę wystarczyły, miałam niecałe 45 dkg mięsa.

Składniki:

  • Wołowina trzykrotnie zmielona
  • Sól
  • Pieprz
  • Ziemniaki
  • Oliwa

Ziemniaki Martyś obrała, ja pokroiłam w paseczki - pierwszy raz robiłam domowe frytki w piekarniku. Polałam je oliwą, posoliłam i wymieszałam. Chyba dałam ciut za dużo oliwy, bo się nie bardzo chciały rumienić, ale wyszły naprawdę dobre. Wysypałam je na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia - 10 min w termoobiegu (chciałam, żeby w środku nie były surowe), i dodatkowe 20 na grzaniu góra-dół. Na ostatnie 10 min podniosłam blaszkę najwyżej, żeby się przypiekły, ale tak jak pisałam - wydaje mi się, że skąpałam je za bardzo w oliwie.

Z mięsem praktycznie nic nie robiłam - dodałam sporo pieprzu, sól tuż przed smażeniem - na dużym ogniu po 3,5-4 min z każdej strony i były w środku jeszcze różowiutkie i soczyste. Czas smażenia zależy od wielkości burgera i upodobań.

Przystroiłam je karmelizowaną na miodzie cebulą - pokrojoną w piórka jedną dość sporą cebulę podsmażyłam na łyżeczce miodu i łyżeczce oliwy. Po 10 min duży ogień zmieniłam na mały i mieszając (ew. dolewając oliwy) doprowadziłam do brązowego koloru i całkowitej miękkości. Posoliłam już na koniec.
Do tego była jeszcze sałatka z pomidorów, papryki i tegorocznych ogórków kiszonych od Mamy :)

Zdjęć dużo nie ma, bo trzeba było jeść, a nie bawić się aparatem. Proste, a pyszne :)


niedziela, 24 sierpnia 2014

Bakłażan z pomidorami



Oszalałam wczoraj. Byłam na placu Imbramowskim po raz pierwszy. A wybierałam się tam już tyle lat! Raz o mały włos, a nawet bym zrobiła tam zakupy. Wpadłam w szał zakupowy. To było straszne. Nie wiedziałam gdzie patrzeć. Dobrze, że nie byłam sama na zakupach, bo bym w życiu nie doniosła ich do samochodu :o Chyba że na 3 razy. A i tak nie kupiłam wszystkiego, co mnie kusiło. Jak wypakowałam 1/3 warzyw (bo z owoców kupiłam tylko 2 jabłka) to już stwierdziłam, że mnie porąbało. Ale cóż było robić, zabrałam się za przetwory. Zrobiłam leczo do słoików (na dwa garnki, bo do jednego się nie mieściło), eksperymentalną kiszonkę (jak będzie dobra to zamieszczę przepis), ogórki kiszone na zupę pokrojone już w kostkę, przecier pomidorowy... A nadal zostało mi strasznie dużo!! Po co mi 3 kg cebuli??? (OK, zrobiłam dziś zupę) Po co mi jeszcze 1,5 kg marchwi?? Dwa kalafiory?? Dwa brokuły?? Nie pozostaje nic innego jak przejść na dietę warzywną, bo przecież muszę to wszystko zjeść. Cieszę się, że trochę mi w tym pomogli dziś Marcin z Elą i wpadli na obiad :) Zrobiłam, jako dodatek do kurczaka, bakłażana, wzorując się nieco na hinduskiej wersji, ale bardziej wpadającej w "kabaczka". Miałam 3 bakłażany, to przerobiłam wszystko. Wyszło mi tak z 6 porcji.

Składniki:


  • 3 bakłażany
  • 2 pomidory
  • 1 czerwona papryka
  • 4 średnie cebule
  • Sól
  • 2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku
  • 2 łyżeczki cukru

Najpierw trzeba się zabrać za bakłażany. Umyte lekko nakłuć i wsadzam do rozgrzanego piekarnika na ok. 20 min. Jak będą już miękkie i lekko przestudzone, ściągam z nich skórkę i kroję w kostkę. Pomidory sparzam i tak jak pozostałe warzywa kroję w kostkę.

Najpierw podsmażam cebulę, po jakiś 3 min dodaję paprykę i podsmażam kolejne 5. Dodaję bakłażana, paprykę w proszku (można też i dodać ostrą) oraz sól. Jeśli potrzeba można dolać dosłownie odrobinkę wody. Po jakiś 10 min dodaję pomidory. Dosładzam do smaku - pomidory dodają dość kwaskowy posmak. Całość duszę jeszcze z 5-10 min i gotowe!

Smacznego!