środa, 25 stycznia 2012

Maciek gościnnie: Królik a la Maciek

Być może od czasu do czasu na moim blogu zawitają gościnne występy kolegi Maćka, który "gotować uwielbia, ale bloga prowadzić nie będzie". Wydaje mi się, że niektóre pomysły warte są tego, by się nimi podzielić :)
Oto pierwszy z nich:


Moje koncepcje kulinarne powstają na bieżąco, choć nie da się ukryć i da się dostrzec pewne prawidłowości. Tym razem było trochę inaczej ;)

Moi znajomi śmieją się, że znam wszystkie promocje w Biedronce, ale to nie prawda. Nie wszystkie :P
Uwielbiam ten sklep za najtańszego desperadosa na rynku, tanią coca colę, salse i nachos po trzy zeta i niezłą garmażerkę. Często można tam dorwać coś za połowę standardowej ceny. Tym razem rzucił mi się w oczy królik.

Pamiętając cenę za którą kupiłem takiego na święta nie mogłem się oprzeć. Jeszcze tylko szybki telefon do gościa który miał mnie odwiedzić w ten weekend i decyzja podjęta. Zamówienie jest na ‘dużo czosnku’. Nie jestem fanem ‘dużo’, ale zamówienie to zamówienie.

Królika oczywiście kupuje się bez futra. Zgrabna paczka i mięsko które wygląda tak jakby nic nie trzeba było z nim robić. I tu zaczyna się kłopot. Jestem pedantem jeśli chodzi o mięso, ale królik mnie przerasta. Błonki (powięź) są wszędzie, wszędzie i jeszcze raz wszędzie. Ściągasz jedną, pod spodem jest druga, potem trzecia, a potem mięso przestaje wyglądać jak jedna całość. Jeśli chcesz wyjąć wszystkie to powstanie gulasz, a nie o to przecież chodzi. Trzeba znaleźć moment w którym trzeba się powstrzymać z oczyszczaniem mięsa.

Skończyło się na oddzieleniu skoków i przednich łap, oraz podzieleniu korpusu na dwie części. Zostały mi jeszcze dwa cienkie płaty mięsa (po oddzielaniu tych nieszczęsnych błon) które zwinąłem razem tak by powstało coś w stylu roladki. Mięso posoliłem, odrobinę popieprzyłem, oraz wtarłem w nie posiekany czosnek. Dużo czosnku. Jakąś 1/3 główki. Odstawiłem by się przegryzło.

 

Po przejrzeniu kilkudziesięciu przepisów z których ani jeden mi nie podpasował postanowiłem królika upiec z pieczarkami i cebulą. Pieczarek dużo, cebuli jeszcze więcej. Pieczarki grubo krojone i usmażone na złoto (nie duszone!) położyłem na wierzch i wstawiłem do pieca na 200 stopni bez przykrycia i zabrałem się za cebulkę. Średnio drobno pokrojoną (następnym razem będzie grubiej) smażyłem na złoty kolor, a potem równomiernie przykryłem nią królika tak by nie wysechł. Co ok. 20 minut wyjmowałem go z pieca i podlewałem powstałym sosem. Piekłem długo, wbrew wszelkim przepisom, i miałem racje. Po 1,5h nadal brakowało mu pożądanej kruchości, ale nie zmienia to faktu, że był przepyszny  następnego dnia dopiekłem go jeszcze 40 min i wtedy był idealny.

Podany tylko z brokułem którego, jak oczywiście wszyscy wiedzą, gotuje się w osolonej wodzie tylko 7 minut. Całość prezentuje się znakomicie i równie znakomicie smakuje
…wielkim bonusem jest moment gdy ogryzając korpus poczujesz zapach ogniska i już wiesz jak czuł się barbarzyńca albo człowiek pierwotny któremu udało się polowanie :D
Mój gość, ze względu na płeć, nie odnalazł w sobie ducha dalekich przodków, za to bardzo docenił ‘roladkę’ która ze względu na swoją pierwotną ;) powierzchnię zawierała w sobie najwięcej czosnku, a co za tym idzie najwięcej aromatu.

Już mam pomysł jak go zrobię następnym razem. Aromat zmieni się diametralnie i będzie więcej ‘prawidłowości’.

Składniki:

  • królik 1-1,5kg
  • pieczarki 400g
  • 3 duże cebule
  • 5-6 ząbków czosnku
  • sól, pieprz, odrobina ziela angielskiego,
  • cierpliwość
  • brokuł

4 komentarze:

  1. Ooo.. przyjmujesz gości! To może my z Filipem się kiedyś wbijemy gościnnie na bloga? :) Co wolisz - krewetki z pietruszką i czosnkiem czy zupę miso w wykonaniu Filipa? :))) p.s. A tak serio - gratuluję koledze Maćkowi pióra, w paru miejscach się nawet zaśmiałam! O potrawie nie śmiem się wypowiadać. Królika jadłam raz, w dzieciństwie i na dodatek zostałam do tego zmuszona :/ Nie wiem czy odważę się drugi raz spróbować.... p.s.2. Malwino, trzeba się było wprosić do kolegi na królika i zrobić lepsze zdjęcia, bo masz już wprawę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że zupy Miso robionej przez Filipa nic nie pobije!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... chyba jedynie jego nieśmiertelne kanapki na śniadanie - konserwa rybna + ser żółty? :)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. o tak Maciek potrafi gotować:) wiem coś o tym ;)

    OdpowiedzUsuń