...w polskim wydaniu
Toż to niesłychane, że ja - miłośniczka Hiszpanii - najpierw na moim blogu zamieszczam danie kuchni portugalskiej. Nie do końca tak miało być. Pewnego wieczoru przeglądałam moje hiszpańskie książki kucharskie,stwierdziłam bowiem, że czas już nadszedł ugotować coś z nich na bloga. W związku z temperaturami panującymi na dworze doszłam do wniosku, że najbardziej odpowiednia będzie galicyjska zupa - caldo gallego. Miałam jednak jeden problem - nigdzie nie mogłam znaleźć co to są te całe "grelos", które miałam w przepisie. Całe szczęście, moja nauczycielka hiszpańskiego bywa w Galicji i mnie wspomogła trochę wiedzą. Opowiadała, że różnymi sposobami próbowała się dowiedzieć, w końcu jakoś doszła do tego, że jest to rukiew wodna... Hm... ciężko trochę ;)
Kilka dni później odwiedziłam portugalską restaurację, o czym wspomniałam w niedzielę na blogu. Tam też jadłam portugalską wersję tej zupy, która na talerzu już nie wydawała się być tak skomplikowana. Dlatego postanowiłam, że spróbuję zrobić ją niebawem. I dziś nadszedł ten dzień :)
Zakupiłam więc kapustę włoską, ziemniaki i chorizo, wyprodukowane nawet w mojej ukochanej Katalonii, w tym samym regionie, gdzie pracowałam i gdzie mieszka moja Rodzinka :) Początkowo myślałam, że dam tylko połowę opakowania, ale w końcu doszłam do wniosku, że aż tyle to go nie ma :) My nie jesteśmy zbyt kiełbasiani, ale podobnież chorizo musi być :)
Składniki:
- 1 1/2 kg ziemniaków
- 1/2 niewielkiej kapusty włoskiej ( ok. 1/2 kg)
- 10 dkg chorizo
- 1 3/4 l bulionu
- suszone warzywka
- Sól, pieprz,
Połowę kapusty przekroiłam jeszcze na dwie części, wycięłam głąba (którego ze smakiem schrupałam) i zabrałam się za szatkowanie. Starałam się, aby paseczki kapusty były jak najcieńsze, jak te, które jadłam w restauracji. Podobno też portugalskie panie prześcigają się w tym, która drobniej pokroi tę ichniejszą zieleninę do zupy.
W restauracji zupa miała konsystencję kremu, z niewielką ilością kapusty i kilkunastoma plasterkami chorizo. Niestety, męski punkt widzenia nie pozwolił mi tego zrobić: "co to za zupa bez ziemniaków, ryżu czy makaronu? przecież kremem nie można się najeść!" Nieważne, że gęsty tak, że łyżka stoi... Postanowiłam więc zadowolić nas oboje.
Kiedy ziemniaki były już prawie gotowe wyłowiłam jakąś połowę. Do pyrkoczącej dalej zupy dodałam kapustę, a wyłowione ziemniaki zmiksowałam i wszystko wymieszałam. Doprowadziłam do wrzenia i zostawiłam zupę na jakieś 3 min lekko bulgoczącą, aby za bardzo nie rozgotować kapusty. A na koniec posypałam obficie pieprzem.
Gąsko! Ta zupa zapowiada się wspaniale! Ma wszystkie składniki i apetyt na ciepłą, rozgrzewającą zupę - zrobię!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Biegnę jutro do sklepu po chorizo!
OdpowiedzUsuńZupę ziemniaczaną uwielbiam, acz do tej pory jadłam tylko wersję typowo polską.Ta portugalska,z kapustą i chorizo, smakuje bardzo dobrze - nawet jak na moje, upośledzone teraz przez katar, odczucia. A co do męskiego punktu widzenia na temat "tych zupów-kremów", to chyba pozostaje się uśmiechnąć i zostawić na talerzu jakiegoś "zimnioka" co by my pływał ku uciesze oka i żołądka ;)
OdpowiedzUsuńMój Małż uwielbia kapustę, więc to byłoby coś dla niego :)
OdpowiedzUsuńno i juz! bardzo dobre, Matyldzie tez smakowalo :) pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńOj, oj! Jak miło!!! A ja właśnie się przedwczoraj zajadałam pan con tomate - błogość :D
UsuńTeż robie! Pyszna! Z kapusta pekińska ( drobno poszatkowana tą twardsza połowa, bo najwiecej smaku jest w gląbach)
OdpowiedzUsuń