Dziś Mama mnie zapytała co mi najbardziej smakowało... Pytanie to nie było łatwe, ale w końcu doszłam do wniosku, że nic tak bardzo mi nie smakuje w Hiszpanii jak sałatki. Najbardziej lubię te z tuńczykiem.
W uroczej miejscowości Muró zatrzymaliśmy się na obiad. Natrafiliśmy na fajną knajpkę, bez turystów z wesołym kelnerem. Skosztowaliśmy m.in. smażonej ryby z pieczonym ziemniaczkiem
Mallorqiun czyli podsmażanych ziemniaków z mięsem i papryką
Canellones - makaron canneloni z nadzieniem mięsnym pod beszamelem, podane w typowej ceramicznej miseczce
na który ochotę miał chyba równiż kot kręcący się w tą i tamtą, oczekujący jakiś smakołyków od turystów
Kiedy już pod sam koniec trafiliśmy do Palmy, znaleźliśmy restauracyjkę prowadzoną przez małżeństwo. Wygląd nie do końca zachwycał (zresztą, jak i wygląd wszystkich nadmorskich restauracji), ale obsługa była przesymaptyczna i jedzenie naprawdę smaczne.
Na zdjęciu poniżej arroz cubano czyli ryż z sosem pomidorowym (ach, co to był za sos!) i jajkiem smażonym
Kotlety wieprzowe z domowymi frytkami
Lazania
Na deser pudding polany karmelem
I świeży, pyszny ananas
Posmakowało nam na tyle, że wróciliśmy na kolację następnego dnia.
Hamburger z serem i jajkiem sadzonym to u nas dość nietypowy widok
A oto mój ulubiony tallat (po katalońsku) - cortado (hiszp.) czyli espresso z niewielką ilością mleka. O ile normalnie nie piję mocnej kawy to w Hiszpanii nie mogę się jej oprzeć. Być może dlatego, że przywołuje wspomnienia, kiedy tam mieszkałam. Uwielbiam tallat właśnie w takich szklaneczkach - na Mallorce tylko raz takie dostałam
A na koniec ładny widoczek - powrót z Cap de Formentor czyli najbardziej wysuniętego na wschód punktu Mallorki.
Śliczne fotki :-)
OdpowiedzUsuń