Chodziłam w zeszłym tygodniu sobie po supermarkecie (co prawda weszłam tylko po jedną konkretną rzecz, ale rozejrzeć się nigdy nie zaszkodzi) i wpadł mi w oko świeży makaron do lazanii. Jechałam na Wszystkich Świętych do domu i stwierdziłam, że będzie to świetny pomysł na obiad! Wszyscy lubimy zapiekanki, więc czemu by nie zrobić lazanii? Ostatnie moje podejście do niej było chyba w połowie liceum, kiedy to kupiłyśmy z Mamą taki normalny, suszony makaron - i niestety, trochę się nie dogotował mi w piekarniku.
Niestety, w drodze do Włoszczowy, gdzie najpierw jechałam, przypomniałam sobie, że makaron zostawiłam w lodówce! Co za pamięć! Co za pech! No ale cóż, zrobiliśmy w niedzielę po prostu zapiekankę ziemniaczaną, naszą ulubioną.
Na poniedziałek natomiast umówiłam się z Martynką i Radkiem na obiad. Przypomniałam sobie o makaronie i postanowiliśmy zrobić lazanię. Miałam też mięso mielone w lodówce. Było to mięso z piersi kurczaka, zdecydowanie lepsze by było wołowe, ale skoro było to co się miało marnować.
No i wzięłyśmy się z Martynką do roboty! Wspólne gotowanie - to jest to!
Składniki:
- Makaron do lazanii (u nas ok. 5-6 płatów)
- 400 g mięsa mielonego
- 1 cebula
- 2 duże ząbki czosnku
- 2 puszki pomidorów
- 10-15 dkg sera żółtego
- Przyprawa do potraw włoskich
- Sól
- Pieprz
- Cukier
- Masło
- Oliwa
Sos beszamelowy:
- 2-3 łyżki masła
- 4-5 łyżki mąki
- 250-300 ml mleka
- Sól
- Pieprz
Na oliwie podsmażyłyśmy drobniutko pokrojoną cebulkę i przeciśnięte przez praski ząbki czosnku. Kiedy cebula się zeszkliła dodałyśmy mięso. Kurczak nie był najlepszym pomysłem, bo zrobiły się troszkę większe grudki, które w przypadku woła tudzież wieprza by się nie pojawiły. Ale przynajmniej było chudsze, a też smaczne. Kiedy mięsko było już nieco przysmażone wlałyśmy dwie puszki pomidorów, dodałyśmy soli, pieprzu, pół łyżeczki cukru i sporą ilość włoskiej przyprawy. Zostawiłyśmy, żeby się poddusiło kilka minut.
W międzyczasie wysmarowałyśmy naczynie żaroodporne masłem i zabrałyśmy się za sos beszamelowy. Proporcje - na oko - mąka mące nie równa, czasem zrobi się rzadsze, czasem gęstsze. Masło rozpuściłyśmy w rondelku i powoli dosypywałyśmy mąkę, jednocześnie mieszając rózgą powstałą masę, ażeby nie było żadnych grudek. Później stopniowo dolewałyśmy mleko. Najpierw troszeczkę, żeby wymieszać dobrze z zasmażką i pozbyć się grudek, a później resztę (można też na koniec wbić jajko). Dodałyśmy sól i pieprz i chwilę zostawiłyśmy na delikatnym ogniu, nieco odparowując, ale nie doprowadzając do wrzenia. Oczywiście, cały czas mieszając!
W naczyniu żaroodpornym układałyśmy na przemian płaty makarony ( na jedną warstwę 1 1/3 płata, bo takie miałyśmy naczynie). Na koniec, ostatnią warstwę polałyśmy sosem beszamelowym i posypałyśmy startym serem żółtym.
Wstawiłyśmy na 25 min do piekarnika nagrzanego na 200 stopni. Naczynie przykryłyśmy na pierwsze 15 min, a później zdjęłyśmy przykrywkę, żeby górna warstwa nam się nieco przypiekła.
Nie chwaląc się - wyszło bardzo dobre!!
Pamiętam naszą pierwszą lazanię :D Kiedy Konczi i Szpileczka zaczęły ją przygotowywać nie wiedziały, że będzie to najlepsze makaronowe danie jakie upichcą :D Twoja wygląda bardzo apetycznie :))
OdpowiedzUsuń