...czyli recycling rosołowy
Coś mnie w sobotę wzięło na rosół. A nie jest to częste - zazwyczaj gotuję go raz, może dwa razy do roku. Ale mnie wzięło to ugotowałam. Zazwyczaj daję bardzo dużo warzyw, a niewiele mięsa - troszkę kurczaka, troszkę wołowiny. Miałam w zamrażarce dwa podudzia, ale wołowiny nie było. W sklepie szponder się już skończył, więc kupiłam co zostało, czyli rostbef. Gotowane mięso praktycznie zawrze dorzucam do rosołu razem z marchewką i groszkiem konserwowym, ale tym razem wpadłam na pomysł, że zrobię naleśniki. Kupiłam więc i kapustę kiszoną. No i taka to historia.
- 8 naleśników z tego przepisu (zaręczam, że proporcje idealne)
- 2 podudzia
- 25 dkg rostbefu
- 1/2 marchewki
- 1 cebula
- 20 dkg kiszonej kapusty
Kiszoną kapustę pokroiłam i gotowałam w niewielkiej ilości wody, wraz z liściem laurowym, dwoma ziarnkami ziela angielskiego i solą, przez ok. godzinę.
Ugotowane mięso obrałam, cebulę pokroiłam w kostkę i podsmażyłam. Dodałam marchewkę z rosołu, gotowaną kapustę i trochę pieprzu. Całość zmiksowałam blenderem, bo mi się nie chciało wyciągać maszynki do mielenia mięsa.
Nakładałam po łyżce farszu na każdego naleśnika i zawijałam je jak krokiety - najpierw po bokach, a później od dołu je rolowałam:
Oczywiście, można by i panierować takie naleśniki i zrobić z nich krokiety, ale jakoś uważałam to za zbędny dodatek kalorii. Tuż przed podaniem jednak podsmażyłam naleśniki, aby były lekko przypieczone i chrupiące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz