Tym razem danie z kuchni gruzińskiej.
Będąc na delegacji w Trójmieście, odwiedziłam gruzińska restaurację. Ale prawdziwą gruzińską, a nie jakiś fast food, który się rozprzestrzenia jak grzyby po deszczu, bo tanio i dużo. W knajpce tej panuje domowa atmosfera, można pomyśleć, że jest to rodzinny biznes (czy tak jest - nie wiem). Obsługa mówi z delikatnie wyczuwalnym obcym akcentem. Pomaga mi to wierzyć, że kuchnia jest jak najbardziej autentyczna. W Gruzji nigdy nie byłam, więc pozostaje mi tylko wiara, która jest wzmacniana jeszcze bardzo dobrą kuchnią!
Na przystawkę wybrałam sobie sałatkę z buraków - pchali. Była tak dobra, że gadałam o niej dwa dni i cierpiałam katusze nie mogąc zrobić jej od razu. Dlaczego? Ponieważ potrzebowałam piekarnika i blendera, a tychże nie było nigdzie pod ręką.
Na pierwszą kolację po powrocie zaplanowałam więc pchali. Poszperałam w internetach, zapamiętałam również opis ze wspomnianej wcześniej restauracji. Wiadomo, coś tam pozmieniałam, ale z efektu jestem bardzo zadowolona.
Składniki:
- 500 g buraków
- 1 granat
- 2-3 ząbki czosnku
- 1 pęczek pietruszki
- 200 g orzechów włoskich
- Oliwa z oliwek
- Ocet winny
- Papryka słodka i ostra
- Sól, pieprz
Wyszorowane buraki należy owinąć w folię i upiec.
Po upieczeniu i ostudzeniu, starłam je na dużych oczkach tarki (uważam, że nie ma to sensu - lepiej pokroić na mniejsze kawałki, bo i tak będzie wszystko miksowane - szkoda roboty). Orzechy - podprażyłam na suchej patelni. Z połowy granatu wydłubałam pestki (to jest zdecydowanie najgorsza część przepisu). Czosnek obrałam, pietruszkę pokroiłam byle jak. Wszystkie składniki wrzuciłam do blendera, podlałam oliwą (ok. łyżki - półtorej), odrobiną octu do smaku (jakąś łyżeczkę - dwie), dodałam po niecałej łyżeczce obu papryk (w kilku przepisach czytałam o wędzonej papryce, ale nie miałam) oraz sól i pieprz. Całość zblendowałam na papkę.
Po przygotowaniu, należy pchali włożyć do lodówki i nieco schłodzić. Zdecydowanie lepsze jest zimne niż w temperaturze pokojowej.
Podobnież podaje je się najczęściej w kształcie kulek, w restauracji dostałam kopkę, jakby wyrzuconą z miski, a moje wyglądały tak:
Pchali posypuje się jeszcze całymi pestkami w granatu (wydłubanymi z drugiej połówki owocu) . Podałam z podsmażonym żytnim chlebkiem, choć wiadomo, że miękka gruzińska bułeczko zrobiłaby również robotę ;)
Z podanych składników zrobimy kolację dla 6 osób, przystawkę - dla 8. Smacznego!
PS. Znalazłam w kilku przepisach oraz opisie w restauracji wzmiankę o kolendrze - nie użyłam jej, bo nie lubimy w domu za bardzo, ale jeśli ktoś lubi to pewnie warto spróbować!
PS. Znalazłam w kilku przepisach oraz opisie w restauracji wzmiankę o kolendrze - nie użyłam jej, bo nie lubimy w domu za bardzo, ale jeśli ktoś lubi to pewnie warto spróbować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz