środa, 30 października 2013

Edynburg kulinarnie

Krótka relacja z kilkudniowej wycieczki do Edynburga. Ze specjalną dedykacją dla Gosi, bez której wyjazdu by nie było :)

Edynburg jest cudowny! Udała nam się pogoda niesamowicie, prawie cały czas świeciło słońce i nie można było na nic narzekać :)

Pierwszy poranek rozpoczęłyśmy kawą w kawiarni, do której zaprowadziła nas Agata. Ja pokusiłam się na latte z piankami, co nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że takich pianek lubię. Ale tak mnie zaciekawił ten dodatek, że musiałam spróbować!


Jako że byłyśmy tydzień przed Halloween to co krok spotykałyśmy różne gadżety związane z tym świętem, również do jedzenia.


Na pierwszy lunch koniecznie chciałam zjeść coś szkockiego. Agata, po rocznym pobycie na Erasmusie w Edynburgu, nie przejawiała zachwytu tą kuchnią i wybrała wszechobecne panini, ale ja...


skusiłam się na Scott`s Pie i byłam zachwycona. Zapiekanka w cieście nieco podobnym do kruchego, z soczystą, mieloną wołowiną, polaną sosem pieczeniowym... mniam! mniam! Tylko puree ziemniaczane takie sobie było.

Tu w całości...


..a tak wygląda jego wnętrze.


 Należało również spróbować narodowego napoju Irn Bru - hm... dla mnie smakowało jak woda z rozpuszczonymi landrynkami ;) Oprócz tego znalazłyśmy już gotowe drinki z Pimm`sem oraz ciasteczka figowe na przegryzkę - słodkie jak samo nieszczęście!!


A wieczorem wylądowałyśmy w chińskim bufecie. To tylko przykład tamtejszego jedzenia i nie jedyny talerz, który spożyłyśmy ;) Lepiej nie wiedzieć ile. Fajne, ciekawe rzeczy, ale później toczyłyśmy się do domu.


Następnego dnia kawusia i kanapki w innej kawiarni - muszę przyznać, że zaskoczył mnie dodatek grillowanych pomidorów. Chyba musiały być wcześniej w czymś marynowane, bo były soczyste i słodziutkie - pyszne!


W końcu spróbowałam słynnego shortbreada! Ostatnio na różnych blogach widywałam przepisy, ale nigdy wcześniej nie jadłam takiego ciastka. Mogłabym je określić jakoś ekstra kruche ciasto - było dla mnie hitem!


Wieczorem trafiłyśmy do hinduskiej knajpy. Obżarłam się gorzej jak u chińczyka i obawiałam się, że coś może się nawet ulać ;) Całe szczęście przeżyłam. A jedzenie było pyszne. Inne, niż to, które zazwyczaj jem, ale bardzo, bardzo dobre.

Na przystawkę pappadums - chipsy z cieciorki, które uwielbiam


Gosia wzięła rybę...


 Agata warzywa w sosie bhuna ghosht (powiedzmy, pomidorowym)


A ja kurczaka dupiaza - w sosie z cebuli i papryki. Oraz nan serowy jako dodatek. 


Ostatnie śniadanie typowo brytyjskie - scottish breakfast - jajko, fasolka w sosie pomidorowym, boczuś, pomidor, kiełbaski (ale jakieś takie dziwne, mało mięsne) i haggis - czyli coś a la kiełbasa zrobiona z owczych podrobów. Miałam lekkie obawy, żeby próbować tego ostatniego, ale ... całkiem dobre było!


Drugie śniadanie o 16, bo to pierwsze trzymało bardzo długo - muffin triple chocolate - naprawdę mega czekoladowa i mięciutka.


Wybrałyśmy się z Gosią na krótki spacer nad morze. Po drodze zobaczyłyśmy sklep z tortami - bardzo ciekawymi.

A wycieczka miała trwać godzinkę. Chciałyśmy dotrzeć na Cramond - miejsce, które jest wyspą przez część dnia, a w trakcie odpływu wyłania się dróżka na wyspę. Dotarłyśmy tam dopiero po 1,5 godziny. Zmoknięte, z rozwalonym od wiatru parasolem, po ciemku. Ciężko było cokolwiek dostrzec, ale jedno, co możne powiedzieć o naszej wycieczce to na pewno to, że było zabawnie :D



Ostatniego wieczoru dołączyła do nas Ewa, która również chwilę tam mieszkała. Pokazała nam miejscowy przysmak czyli kanapkę z paluszkami rybnymi!


Wycieczka bardzo udana, polecam wszystkim odwiedzić Edynburg - ja jestem zauroczona!
Ale jak to nie zauroczyć się takimi widokami?




2 komentarze:

  1. bardzo lubię przeglądać takie ciekawe relacje kulinarne i nie tylko ! podobają mi się zdjęcia, a tym bardziej mam ochotę na niektóre smakołyki, na jakie była okazja tam natrafić :) warto poznawać nowe miejsca, nowe smaki !

    OdpowiedzUsuń
  2. pieknie i tylko szkoda, ze mnie z Wami nie bylo! :(

    OdpowiedzUsuń